Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Jantar i Słońce - rozdział 3


ROZDZIAŁ 3.

 Żołnierze wywlekli je dość brutalnie z ich schronienia w czołgu. Zapakowali w hermetyczne kombinezony uniemożliwiające ucieczkę, swobodne poruszanie się i możliwość jakiejkolwiek komunikacji.
Jantar z wyrzutami sumienia spoglądała na bogu ducha winną Miriam, którą popychali obok niej. Przecież ona chciała tylko pomóc. Musi stanąć       w jej obronie. To jest niesprawiedliwe!
Wepchnęli je do sali więziennej informując, że niebawem zostaną postawione przed radą               i osądzone. Zdjęto im kombinezony, co obie panie przyjęły z ulgą. Było to wysoce nie komfortowe ubranko. Uwolnione ze swoistych kajdan, usiadły na łóżkach, patrzyły na siebie nieco bezradnie. Miriam, niższa od Jantar, ale równie zgrabna o długich, jasnych włosach wyglądała bardzo atrakcyjnie, mimo zmęczenia   i stresu, który jej zafundowała. Położyła się na podłodze. Patrząc w sufit długo milczała.
-I, co teraz będzie? Boję się! -rozpłakała się gwałtownie.
Jantar nie wiedziała, co powiedzieć. Po co ją w to wplątała?
-Opowiedz mi wszystko, proszę – powiedziała prawie szeptem Miriam, łykając łzy.
-Dobrze, ale wstań z podłogi. Jeszcze się rozchorujesz. -uśmiechnęła się niemrawo. Przed oczami stanął jej Marcus i Alex. Jak różni od siebie,        a jednak obaj jej bliscy? Alex od lat był jej partnerem? Tu na stacji. Marcus stał się dla niej kimś wyjątkowym. Te kilka lat spędzonych z nim nie potrafiła do niczego porównać. Obdarzył ją tak wyjątkowym uczuciem, że postawiła wszystko na jedną kartę. Niczego nie żałowała. To było najlepsze, co mogło jej się trafić w jej beznamiętnym życiu, które polegało na likwidacji ludzi wyznaczonych przez radę, ludzi, którzy mieli zły wpływ na życie na Ziemi i Kromeri.
Zaczęła powątpiewać w słuszność decyzji rady. Dlaczego nie zajmą się odnalezieniem powiązania tych dwóch planet i zlikwidowaniem go, tylko likwidują ludzi, którzy tworzą historię Ziemi, nieświadomie wpływając na losy innej planety, o której nie mają zielonego pojęcia?
-Jantar- z zamyślenia wyrwał ją głos towarzyszki z sali więziennej- Miałaś mi wszystko opowiedzieć. -mówiła z lekką pretensją w głosie Miriam.
-Już, już. Zamyśliłam się. Pamiętasz jak wysyłano mnie na ostatnią misję?
Miriam kiwnęła głową.
-Wysłano mnie abym zlikwidowała niejakiego Marcusa Deco. Nie wiem, co ten facet zawinił, ale zadanie było jednoznaczne. Zlikwidować, nie zostawić śladów i wrócić. Miało to na pewno związek z ostatnimi wydarzeniami na Kromeri- powodzie, tsunami, trzęsienia ziemi, kataklizmy, które pochłonęły miliony ofiar. Życie na naszej planecie było zagrożone i podobno,  od życia tego Ziemianina zależało czy Kromeria przetrwa.
-Miriam słuchała z  zaciekawieniem.
-Wyruszyłam na Ziemię jak zwykle; znałam zadanie, obiekt, miejsce pobytu. Sprawa była prosta. Okazało się niestety, że nie tak prosta jakby się wydawało.
Spotkałam cel na plaży. Stał oparty o barierkę, zapatrzony gdzieś daleko przed siebie. Wiatr rozwiewał mu włosy, a słońce pieściło jego opaloną twarz. Coś dziwnego było w jego postaci. Szłam plażą uważnie go obserwując,  a on zdawał się być dziwnie nieobecny, zamyślony.
Wtedy spojrzał na mnie swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. I w tym momencie coś się wydarzyło. Zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam, po co się tam znalazłam, co miałam zrobić. Nagle ruszył w moją stronę, wyciągając przed siebie zaciśniętą pięść.
-Witaj moja piękna! - odezwał się aksamitnym, miękkim głosem.
Stanęłam jak zamurowana, zastanawiając się, dlaczego odezwał się właśnie do mnie. Spojrzałam na jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Rozchylił pieść i na otwartej dłoni zauważyłam coś maleńkiego i ślicznego.
-To dla ciebie, piękna pani. - podał mi maleńką muszelkę. Sięgnęłam po nią sama się sobie dziwiąc, dlaczego to robię. Patrzyłam na twarz człowieka, którego miałam zabić. Patrzyłam             w jego piękne jak dwie gwiazdy oczy. Pewnie miałam głupią minę, bo nagle zapytał.
 -Czy coś się stało?- uśmiechnął się szeroko.
-Nic takiego, tylko zastanawiam się, kim jesteś – skłamałam – i czego ode mnie chcesz?
-Tylko mi nie uciekaj! -powiedział niemal błagalnym tonem Marcus. Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie i uśmiechnął się. Utonęłam w jego oczach i w tym jego rozbrajającym uśmiechu.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć jak cię zwą, moja pani?- zapytał, a jego oczy błyszczały jak gwiazdy na granatowym niebie.
Sama nie wiem, dlaczego nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa, odwróciłam się na pięcie             i zaczęłam biec jak szalona przed siebie ściskając w dłoni muszelkę jak najcudowniejszy dar. Krzyczał coś za mną, wołał żebym się zatrzymała, a ja biegłam nie widząc nic dookoła.

W tym momencie rozległ się trzask otwieranych drzwi. Jantar i Miriam spojrzały przerażone na siebie. Wiedziały, co to znaczy. Przyszli po nie.
-Agentki proszę z nami!- odezwał się surowym głosem jeden ze strażników.
Wstały i pokornie opuściły salę więzienną. Prowadzono je długim korytarzem prosto do sali głównej. Tą drogę Jantar pokonywała już wielokrotnie, ale sama, a teraz szła obok niej przyjaciółka i to ona , Jantar była za to odpowiedzialna.
Weszły do ogromnej sali. Wszystko wyglądało jak poprzednim razem. Wielki stół, za którym siedzieli członkowie rady, ale na środku stały tym razem dwa krzesła oświetlone jaskrawym światłem laserów.
-Witamy agentko Jantar i agentko Miriam!- odezwał się przewodniczący surowym tonem - Proszę zająć miejsca.
-Rada podjęła decyzję –ciągnął dalej – Zostaniecie osądzone i ukarane. Agentka Jantar za załamanie dwóch punktów kodeksu; niewykonanie zadania i podjęcie intymnego kontaktu z człowiekiem zostaje skazana na 150 lat więzienia na Kromeri bez prawa powrotu na Ziemię.
Zimny pot oblał ją,  aż zaczęła się obawiać, czy znowu nie zemdleje. Nawet jej nie wysłuchali.
-Agentka Miriam za pomoc w ucieczce więźniowi i ukrywanie się wbrew zaleceniom zostaje skazana na trzy lata izolacji na stacji w  specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu. Po odbyciu kary będziesz mogła Miriam wrócić do pracy – powiedział jakby łagodniej przewodniczący.
-Czy macie coś do powiedzenia?
Jantar była tak zaszokowana, że nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa, wiedziała, że jest winna, ale sądziła, że dadzą się jej wytłumaczyć .
I ten wyrok –Bez prawa powrotu na Ziemie- brzmiało jej nieznośnie w uszach -Bez prawa powrotu na Ziemie... Bez prawa powrotu na Ziemie... I co ona teraz zrobi, przecież Marcus nawet nie wie, co się z nią stało. Wyszła z ich wspólnego domu, kiedy on jeszcze spał. Nie zostawiła mu żadnej wiadomości.

Przewodniczący spoglądał na nią z oczekiwaniem i nadzieją w oczach, że powie coś, co będzie         w stanie zmienić ten okrutny wyrok, ale ona uparcie milczała.
-Agentko Jantar...
-Agentko Miriam...
Obie milczały jak zaklęte.
-Zatem proszę wyprowadzić skazane i przystąpić do natychmiastowego wykonania wyroku- zagrzmiał surowo przewodniczący.
Spojrzały na siebie smutno zdając sobie sprawę
z tego, że się już prawdopodobnie nigdy nie zobaczą.
-Żegnaj Miriam i przepraszam. - wyszeptała Jantar ze łzami w oczach.

środa, 21 sierpnia 2013

nadzieja

Mówi się, ze  nadzieja umiera ostatnia. Moja nadzieja  umarła dziś  rano, kiedy otwrzylam oczy po koszmarnym śnie. Nadzieja na dobry dzień. Wiedziałam, ze  to będzie dzień  stracony. Koszmary i złe myśli chodzą za mną cały czas. Wyglądają z szafy, gdy wybieram ciuch, żeby się w coś  ubrać. Zerkają z lodówki, gdy wyjmuje produkty do przygotowania obiadu. Słyszę je jak hałasują za drzwiami do piwnicy. Patrzą przez okno zza zielonej gestwiny drzew i krzewów. Kim jestem, że się tak na mnie uwzięły? Nikim. Zwykłym szarym zjadaczem chleba. Szczekanie psa napawa mnie obawą, że stanie się coś złego, że za rogiem czai się wróg chcący odebrać mi szczątki szczęścia. A jednak je mam.  Te szczątkowo cudem ocalone drobiny, okruchy. Jednak jest... Nadzieja.

Jantar i Słońce. Rozdział drugi.

Zapraszam na kolejny, drugi rozdział przygód Jantar.

JANTAR ISŁOŃCE

ROZDZIAŁ DRUGI

Z rozmyślań wyrwała ją Miriam, jej przyjaciółka ze stacji, która wypadła wprost na nią z bocznego korytarza, pędząc na zebranie rady.
– O, Jantar! Dobrze, że cię widzę – spojrzała na nią z nieukrywaną radością. – Słyszałam o twoim kłopocie, ale narozrabiałaś! – klepnęła ją z całej siły w ramię, jakby szły po korytarzu szkoły przed wieloma laty, beztroskie i wesołe, kiedy to największym problemem było to, czy zostaną dziś wyciągnięte do odpowiedzi, czy nie.
– Mhm – wydukała Jantar, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Ale jesteś rozmowna, nie ma co – odpowiedziała Miriam z pewną pretensją w głosie – mam tylko nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie tego, co się stało, bo jak nie, to wolałabym nie być w twojej skórze – dodała z troską w głosie.
Szły obok siebie w milczeniu, choć widać było, że Miriam siłą powstrzymuje się od zadawania pytań. Znała Jantar zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że i tak niczego z niej teraz nie wydusi. Obie były agentkami, często razem wykonywały zadania. Były też przyjaciółkami od zawsze.
Jantar ukradkiem spojrzała na Miriam. Szła obok niej, podrygując lekko, jakby w myślach nuciła sobie jakąś piosenkę. Uśmiechnęła się sama do siebie na wspomnienie dawnych wspólnie spędzonych lat, jeszcze w szkole. Wtedy obie były beztroskie, wesołe i pełne pomysłów na życie. Co dziś z tego zostało? Teraz są daleko od rodzinnej planety, wykonują jakieś mozolne i niebezpieczne zadania, mordują ludzi! Wprawdzie wiedziała, że robią to w imię przyszłości Kromerii i Ziemi. Ratują te dwie siostrzane planety, ale wcale nie poprawiało jej to humoru. Zostały do tego specjalnie przeszkolone, jak dziesiątki innych agentów. Zrobiono im specjalne pranie mózgu, aby pozbawić ich niepotrzebnych emocji. W przypadku Jantar, jej specjalne uzdolnienia zakłóciły przebieg tej operacji. I pewnie dlatego pojawiły się teraz problemy. Nie była w stanie wykonać zadania.
Obudziły się w niej uczucia – litość, miłość, zwątpienie w słuszność działań. Nie chciała być już dłużej maszyną do zabijania. Myśląc o tym wszystkim nie zauważyła nawet, jak wkroczyły do głównej sali.
Zobaczyła przed sobą długi stół, za którym siedzieli wszyscy najważniejsi na stacji Kromerianie – jej dowódca, wszyscy agenci, wśród których był Alex. Miriam natychmiast po wejściu pobiegła na swoje miejsce za stołem. Dla niej przeznaczone było tym razem krzesło, stojące na środku sali i oświetlone jaskrawym światłem laserów tak, aby wszyscy mogli dokładnie obserwować najmniejsze nawet zmiany w mimice jej twarzy.
– Witamy, agentko Jantar – odezwał się przewodniczący rady – proszę zająć miejsce – jego twarz nie nosiła żadnych oznak emocji.
Trochę ją to przeraziło, znała tego człowieka. Zawsze był do niej przyjaźnie nastawiony, a teraz nie został nawet najmniejszy ślad tej życzliwości.
– Czy zdajesz sobie sprawę, agentko Jantar, w jakim celu zostałaś wezwana przed oblicze rady? – zagrzmiał donośnym głosem przewodniczący.
– Domyślam się – wydusiła z siebie Jantar, siląc się na obojętny ton.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że złamałaś co najmniej dwa punkty kodeksu Kromerian? – ciągnął dalej przewodniczący.
– Dwa? Nie wykonałam powierzonego mi zadania – to raz, a drugi punkt? – udała zdziwioną, licząc na to, że nie wiedzą wszystkiego, ale niestety, myliła się.
– Agentko Jantar, jesteś zbyt inteligentną Kromerianką, aby udawać, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że nawiązałaś intymny kontakt z Ziemianinem, co jest absolutnie zabronione przez nasz kodeks. I zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wykonałaś powierzonego ci zadania, od którego powodzenia zależała nie tylko przyszłość Ziemi, ale i Kromerii – wycedził przez zęby przewodniczący.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. A więc jednak wiedzą wszystko! Przebiegła wzrokiem po twarzach zgromadzonych Kromerian. Tylko Miriam mrugnęła przyjaźnie do niej i uśmiechnęła się nieznacznie.
– Tak, zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam i jestem gotowa w pełni ponieść tego konsekwencje – odparła nieco zbyt butnie Jantar.
– My jednak chcielibyśmy usłyszeć twoją wersję wydarzeń, Jantar – powiedział już nieco życzliwiej przewodniczący – może wtedy będziemy w stanie podjąć sprawiedliwą decyzję i zrozumieć twoje postępowanie – lekki uśmiech przebiegł po jego twarzy. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Zastanawiała się, od czego właściwie zacząć. Gonitwa myśli, jeden wielki galimatias. Zrobiło jej się gorąco, słabo, nogi zaczynały jej drżeć, głowa ciążyła jakby ważyła 100 kg, przed oczami zrobiło się ciemno. I tak już zostało. Jej ciało osunęło się z krzesła na podłogę i bezwładnie rozciągnęło się na zimnej posadzce.

Obudziła się po wielu godzinach w sali szpitalnej. Głowa nadal jej ciążyła, a nawet bolała okrutnie. Jak się później okazało, upadając uderzyła solidnie głową w twardą posadzkę i nabiła sobie porządnego guza. Miała wstrząs mózgu. Dzięki swoim zdolnościom mogła się szybko uzdrowić, ale w sytuacji, w której się znalazła, nie był to dobry pomysł. Czas działał na jej korzyść. Miała czas, żeby się spokojnie zastanowić nad tym, co robić dalej, jak się bronić, jak osiągnąć wytyczony sobie cel?
Była sama, wśród różnych medykamentów i aparatury medycznej. Do jej ciała podłączono setki kabelków i czujników rejestrujących każdą najmniejszą zmianę w ciele, ale także każdy jej ruch. Jeśli się poruszy, natychmiast zjawi się tu sztab lekarzy, a tego nie chciała. Chciała być sama, pomyśleć, rozważyć wszelkie możliwości. Jednak ból głowy nie był teraz jej sprzymierzeńcem. Myślała z wielkim trudem, wydawało jej się nawet, że nie wszystko dobrze pamięta.
Zapadła w sen. Śniło się jej, że leży w ciepłych objęciach Marcusa. Był muskularnym, smagłym, młodym CZŁOWIEKIEM. Otaczał ją swoim silnym ramieniem, przytulał mocno do siebie jej nagie ciało. Całował każdy jego centymetr. Oddawała się tym pocałunkom z zapamiętaniem, wiedząc, że nie powinna tego robić, ale teraz nie obchodziło jej to. Ważne było tu i teraz. Czuła się szczęśliwa, bezpieczna. Marcus dawał jej dzięki swojej obecności coś,
czego nigdy nie zaznała w objęciach żadnego Kromerianina. Nawet Alex traktował miłość jak prokreację. Robił swoje i odchodził. Wprawdzie był dla niej kimś bardzo bliskim, ale prawdziwą psychiczną miłość poznała dopiero na Ziemi w objęciach Marcusa.
– Jantar, Jantar obudź się! – ktoś szarpał ją za ramię. – Błagam otwórz oczy! – To Miriam próbowała dobudzić Jantar.
Dziewczyna z trudem otworzyła oczy, powieki ciążyły jej jak dwa kamienie.
– Obudź się! Musimy natychmiast porozmawiać – naciskała Miriam.
– Co się stało? Gdzie ja jestem? – ledwie szept wydobył się z jej ust. Zaschło jej w gardle, w głowie się kręciło. Złapała się za czoło, na którym rozgościł się na dobre olbrzymi guz. Skrzywiła się z bólu.
– Zemdlałaś i uderzyłaś się porządnie w głowę. Zanieśli cię do szpitala. Potem udali się na naradę. Słyszałam coś! – ciągnęła Miriam niepewna, czy ona ją rozumie. – Chcą cię odesłać na Kromerię i uwięzić na 150 lat. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Jantar skinęła głową. Znów przeraźliwy ból przeszył jej czaszkę.
– Chyba, że przedstawisz im jakieś rozsądne, wiarygodne wytłumaczenie – Miriam była roztrzęsiona. – Inaczej już nigdy tu nie wrócisz. Dziewczyno, powiedz coś! – gorączkowała się przyjaciółka.
Jantar próbowała się podnieść. Ból głowy był nieznośny, ale postanowiła nie zwracać na niego uwagi. Wtedy przypomniała sobie o swojej cudownej zdolności usuwania drobnych skaleczeń i urazów. Tylko znowu trzeba sobie przypomnieć sekwencję mrugnięć. To okazało się już nie takie proste. Myślenie w tym stanie było nieco zaburzone. Jednak postanowiła dokonać tego wysiłku. Raz mrugnięcie lewym okiem, dwa razy prawym i znowu raz lewym. Wykonać! Ból zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, po guzie nie było śladu.
Miriam szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Mimo, iż się doskonale znały, nic nie wiedziała o jej uzdolnieniach uzdrawiających. Co innego zmiana wyglądu – tego nie dało się ukryć.
– No wiesz! Takie zdolności ukrywałaś przede mną – obruszyła się. Przez dłuższą chwilę udawała obrażoną.
Jantar podniosła się z łóżka i podeszła do wideofonu.
– Trzeba to czymś zakleić, żeby nie widzieli, że odzyskałam przytomność. Rozejrzała się uważnie wokół siebie. Znalazła jakąś taśmę i przykleiła ją do ekranu.
– Trzeba też gdzieś przyczepić te cholerne czujniki. Przecież one rejestrują każdą zmianę. Znalazła fantom, na którym ćwiczą młodzi medycy i umieściła na nim swoje czujniki.
– Dobra, Miriam, mamy chwilę, zanim się zorientują, że coś jest nie tak – Jantar wyglądała na zdenerwowaną. – Mów, co wiesz!
– Już ci mówiłam, podsłuchałam fragment rozmowy przewodniczącego z paroma innymi członkami rady. Chcą cię ukarać, surowo ukarać. Nigdy już tu nie wrócisz. Może wytłumaczyłabyś mi, co się stało? – dziewczyna była trochę poirytowana.
– Chcą mnie odesłać na Kromerię? Bez prawa powrotu? – spytała z niedowierzaniem.
Nawet jej nie wysłuchali i już podjęli decyzję. Była w szoku. Jak oni traktują swoich najlepszych agentów? Jedna wpadka na tysiące misji wykonanych perfekcyjnie i już banicja? O, nie, tak łatwo się nie podda. Nigdy nie opuszczę Ziemi. Lawina myśli ją przytłoczyła.
– Chodź, musimy się stąd wydostać jak najszybciej. Po drodze ci wytłumaczę, co się stało – Jantar chwyciła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
Wyszły na korytarz bez najmniejszych problemów. Szły mijając strażników, nieświadomych, że mają przed sobą dwie uciekinierki. Ale to była tylko kwestia czasu, kiedy w szpitalu zorientują się, że pacjentka ulotniła się w bliżej nieznanym kierunku. Nagle Jantar zatrzymała się jak wryta, spojrzała na Miriam z pewnym smutkiem i troską.
– Ale ja nie mogę cię w to wszystko wciągać! Zostań, pójdę dalej sama – spojrzała na przyjaciółkę smutnym wzrokiem, bo zdawała sobie sprawę, że już jej więcej nie zobaczy. Przyciągnęła ją do siebie i uścisnęła mocno.
Miriam spojrzała na nią jak na wariatkę.
– Czyś ty oszalała dziewczyno?! Nie zostawię cię z tym samej. Albo idziemy razem, albo wcale. Tylko ciągle czekam na wyjaśnienia – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Przyspieszyły kroku. Biegły przed siebie ile sił w nogach. Pot
zalewał im oczy, serca waliły jak oszalałe. Jak tylko znajdą jakieś bezpieczne schronienie, odpoczną chwilę i wtedy Jantar przynajmniej w skrócie opowie przyjaciółce, co się stało. Sama nie mogła w to uwierzyć. Tyle lat sumiennej służby, tyle bezlitośnie wykonanych zadań. I nagle dopadły ją wyrzuty sumienia, miłość do człowieka, radość codziennego bytu. Sama nie mogła pojąć, skąd wzięły się te zmiany.
Tymczasem dobiegły do ogromnego magazynu broni. Tu ich na razie nie powinni szukać. Było to olbrzymie pomieszczenie, pełne różnego rodzaju pistoletów z różnych epok życia ziemskiego i broni pochodzenia kromeriańskiego. Znalazły się tu pierwsze ziemskie karabiny na proch, kolty z czasów dzikiego zachodu, kałasznikowy, broń laserowa, atomowa i wszelkie inne wynalazki ludzkości w dziedzinie batalistyki. Była też bardzo zaawansowana technologicznie broń z Kromerii, różne dezintegratory i pulsatory, które w ułamku sekundy mogły zamienić wszystko na Ziemi w pył.
Wyglądało to, jak ogromne muzeum broni. Dziewczyny znalazły spokojne miejsce w najdalszym kącie magazynu i usiadły, żeby odpocząć i zastanowić się, co dalej.
Po kilku chwilach, gdy odzyskały normalny oddech, Jantar spojrzała na Miriam i uśmiechnęła się do niej, po czym odezwała się z pewną dozą nieśmiałości.
– Miriam, posłuchaj. Zakochałam się w mojej ofierze! – odetchnęła z ulgą, że wyrzuciła to wreszcie z siebie. – Dlatego nie mogłam go zabić. Spędziliśmy razem cudowne chwile, a nawet lata – zobaczyła zdziwienie w oczach Miriam.
– Jak to, lata? Przecież opuściłaś stację parę dni temu! – wykrzyknęła, zatykając sobie usta, bo zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinny robić hałasu.
– Widzisz, czas na Ziemi płynie inaczej. Tu minęło kilka dni, a na Ziemi – kilka lat.

Nagle rozległ się przeraźliwie głośny sygnał syreny alarmowej. Właśnie zauważono zniknięcie agentki Jantar i zarządzono poszukiwania. Jednocześnie z megafonu rozległ się głos: Agentki Jantar i Miriam, poddajcie się. Nie macie żadnych szans. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaniecie ujęte i postawione przed oblicze rady – głos brzmiał zdecydowanie i złowieszczo.
– A więc, niestety, już wiedzą, że jesteśmy razem – pomyślała Jantar. – Nie ma już odwrotu, obie jesteśmy w to wmieszane. Tylko skąd się dowiedzieli o współudziale Miriam?
– Miriam, poddaj się. Powiesz, że cię zmusiłam! Nic ci nie zrobią! – błagała Jantar.
– Nic z tego, kochana, razem wdepnęłyśmy w niezłe bagno. Nie zostawię cię samej. Ty zrobiłabyś to samo na moim miejscu.
Kobiety padły sobie w ramiona, czując ogromną siłę przyjaźni.
W tej samej chwili usłyszały tupot kilku biegnących w ich stronę
żołnierzy. Mocniej przywarły do ściany, próbując nawet nie oddychać, aby nie zdradzić miejsca swej kryjówki. Wydawało im się, że bijące głośno serca zdradzą miejsce ich ukrycia.
Gdy żołnierze przebiegali tuż obok, Jantar nagle usłyszała szept
Alexa:
– Jantar, gdzie jesteś? Chcę ci pomóc. Jantar, Jantar...
Miriam szturchnęła ją boleśnie w bok, pytając oczami: co robimy? Alex kochał Jantar, więc można było przypuszczać, że rzeczywiście chce jej pomóc, ale z drugiej strony był jednym z najważniejszych członków rady. Jego zdanie było często decydujące. A może chciał zasłużyć na uznanie przewodniczącego, łapiąc uciekinierki? Na razie postanowiły się nie ujawniać. Trzeba było znaleźć jakieś bezpieczne schronienie na noc i porozmawiać o możliwościach rozwiązania problemu.
Kiedy już ucichły kroki ścigających ich Kromerian, rozejrzały się spokojnie po magazynie. Postanowiły schować się w starym czołgu, pochodzącym z lat drugiej ziemskiej wojny światowej. Wczołgały się do środka, nieźle się przy tym trudząc.
– Jak oni mogli jeździć w takich puszkach? – roześmiała się Miriam – Przecież tu nawet nie można się wyprostować.
Tej pełnej energii młodej agentce nie brakowało nigdy poczucia humoru.
Jantar była bardziej przerażona. Pomyślała nawet o kamuflażu. Mrugnięcie oczami i kolor jej ubrania zmienił się na identyczny z otoczeniem. Posunęła się nawet dalej, jej włosy przybrały kolory

wojskowej panterki z XX wieku.
– O, kurczę, a ty? – spojrzała na jaskrawo ubraną przyjaciółkę. Dla niej nie mogła nic zrobić. Rozejrzała się wokół. Obok, na miejscu dla telegrafisty, leżało oryginalne wojskowe moro z czasów drugiej wojny światowej.
– Załóż to! – wyciągnęła ubranie w stronę Miriam, która dopiero teraz zauważyła zmianę w wyglądzie Jantar.
– Ekstra! – wydukała zadziwiona jej pomysłowością.
Dziewczyny rozsiadły się w miarę wygodnie w czołgu, o ile w takiej puszce można mówić o jakiejś wygodzie.
– Wiesz, cały czas się zastanawiam, jak mogło do tego dojść? –
zapytała Miriam. – Przecież mamy zabezpieczenia przed uczuciami.
– Tak, macie wszyscy – zawiesiła na chwilę głos – z wyjątkiem mnie.
Miriam z każdą upływającą chwilą przekonywała się, ile tajemnic ma w sobie ta super–agentka, nazywająca się jej przyjaciółką.
A ona ciągnęła dalej:
– Zdolności przekazane mi przez matkę stworzyły w mojej głowie blokadę. Dlatego nie podziałało na mnie pranie mózgu, tak jak na wszystkich obecnych tu na stacji Kromerian.
Zdziwienie Miriam rosło z każdą chwilą tej rozmowy.
– No dobrze, ale jak to się stało? Opowiedz coś o tym Ziemianinie – prosiła z błagalnym spojrzeniem. Rosła w niej ciekawość, jak w każdej kobiecie. – Co takiego ma w sobie ten człowiek, że dla niego tyle zaryzykowałaś? – pytała dalej, z coraz bardziej rosnącą ciekawością.
– Nie wiem, czy jesteś w stanie to zrozumieć – szepnęła Jantar.
– No wiesz, nie obrażaj mnie. Miałam najlepsze wyniki na teście inteligencji, oczywiście po tobie – oburzyła się.
– Nie gniewaj się, ale to jest takie inne, niż wśród nas –Kromerian. Czujesz, że jesteś kochana, a nie tylko pożądana. Czujesz, że jesteś ważna, twoje zdanie się liczy, masz tyle do powiedzenia. Ludzie wiążą się w stałe związki, oczywiście nie wszyscy. Mają dzieci, które wspólnie wychowują, tworzą rodziny.
– Jakieś bajki mi tu opowiadasz!
– Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz. Nie obrażaj się, gdyby mi to ktoś opowiedział, zanim to przeżyłam, nie uwierzyłabym mu. Kiedyś opowiem ci całą tę historię. Teraz powinnyśmy się zdrzemnąć.
Jantar przymknęła oczy i prawie natychmiast zasnęła. Miriam długo nie mogła usnąć. Myślała o tym, co usłyszała. Wydawało jej się to piękne, ale niemożliwe. Może Jantar sobie to wszystko wymyśliła.

Obudził je trzask otwieranej klapy w czołgu i krzyki żołnierzy. Znaleźli je.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ludzka zawiść nie zna granic

Zagryzą Cię wilcy,
Zadziobią Cię wrony,
Boś większym niż oni
Talentem obdarzony.

Zadepcze Cię tłum,
Wyzuty z sumienia
Bo sam nie potrafi
Dźwignąć brzemienia.

Jantar i Słońce . Rozdział pierwszy.


ROZDZIAŁ 1.

 Jantar szła drogą przez las. Słońce chyliło się nad horyzontem czerwieniąc się bezczelnie. Purpura tej gwiazdy była dla niej nie do zniesienia. Jednoznacznie kojarzyła się z tym, co przed chwilą zrobiła. Czuła przerażenie i strach, a  jednocześnie ulgę. Wreszcie uwolniła się od swojej potencjalnej ofiary, ale wiedziała, że będzie musiała za to zapłacić wysoką cenę.
Z daleka dziewczyna wyglądała pięknie, smukła, wysoka, jej czarne długie włosy związane               w koński ogon swobodnie falowały w rytm marszu. Ale gdyby przyjrzałoby się jej bliżej,  twarz miała umazaną sadzą, ręce brudne, ubranie         w nieładzie. Tylko włosy jakby nie należały do niej.

Szła prosto przed siebie z wysoko uniesioną głową. Świat wokół wyglądał przepięknie                w promieniach purpurowego słońca. Szła i szła,
a słońce zamiast pozostawać w tej samej odległości jakby zbliżało się do niej.

W końcu dotarła do słońca!

Jantar wyciągnęła przed siebie rękę.
Z purpurowej tarczy wysunęła się szufladka, na której dziewczyna położyła swoją dłoń. Słońce wpuściło ją do środka.
Wśród blasku, który ją nieco oślepiał zaczynała rozróżniać kształty. Ścieżka, którą podążała prowadziła ją do ogromnej sali. Naprzeciwko niej wybiegł młody, przystojny, jasnowłosy człowiek.
-Dziewczyno, gdzieś ty była? Jak ty wyglądasz? Martwiłem się o ciebie! -krzyczał Alex. - Wszyscy tu wychodzimy z siebie ze zmartwienia. Minęło tyle czasu-trząsł się jak galareta.
-Nie wyszło wszystko zgodnie z planem –wyjąkała Jantar.
Alexa zamurowało. Jak to, ona najlepsza agentka zawaliła sprawę? Nie mógł zrozumieć jak to możliwe.
Jantar minęła go i poszła prosto do swojej loży. Otworzyła drzwi, stanęła przed lustrem. Obraz, jaki zobaczyła przeraził ja lekko.
Postanowiła doprowadzić się do ładu za nim stanie przed radą.
-Zaraz jak to było? Mrugnąć prawym okiem raz, lewym trzy razy, czy odwrotnie? Dawniej nie miała takich problemów. Działała jak automat,     a teraz masz ci los! Zastanawia się. W końcu podjęła decyzję- raz lewym, trzy razy prawym-wykonać.
Z twarzy znikło zmęczenie, ubranie się oczyściło, ale było jej mało –włosy-pomyślała. Rude, niech będą krótkie i rude. Wykonać.
Spojrzenie w lustro przyniosło zadowolenie. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Była gotowa pójść i opowiedzieć wszystko.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. To był Alex. Zobaczyła go na wideofonie.
-Czego chcesz?- wrzasnęła-Nie widzisz, że jestem zmęczona!
-Jantar kochanie, nie krzycz. -Powiedział łagodnie- Wytłumacz mi spokojnie wszystko, proszę i otwórz te cholerne drzwi. Alex już nie brzmiał łagodnie.
Z trudem opanowała emocje, podeszła do drzwi
i nacisnęła przycisk zwalniający blokadę. Alex wszedł do środka, a raczej wpadł.
- Coś ty narobiła? Jak mogłaś spieprzyć taką prostą sprawę? – wrzeszczał. Twarz zrobiła mu się czerwona ze wzburzenia.
Dziewczyna patrzyła na niego ze zdumieniem. On –jej ukochany, na którym zawsze mogła polegać, nawet jej nie wysłuchał, a co będzie przed radą? Patrzyła na niego wielkimi jak grochy brązowymi oczami. Łzy same cisnęły jej się do oczu. Chciała się rozpłakać, ale nie mogła. Nie pokaże mu swojej słabości, tym bardziej przed tym, co ma mu do powiedzenia.
Nie tylko zawaliła zadanie, ale zrobiła coś znacznie gorszego, coś, co było zakazane dla jej gatunku-zakochała się w ziemianinie, zakochała się w swojej potencjalnej ofierze!
Nie była dumna z siebie. Wręcz przeciwnie, dręczyły ją wyrzuty sumienia i strach przed decyzją rady. Zostanie skazana za niewykonanie zadania i za złamanie kodeksu. Złamała zakaz kontaktu z tubylcami. Co ją czeka? Izolacja? Powrót na jej planetę? Więzienie? Wszystkie te myśli zagłuszały krzyki Alexa. Nawet nie poczuła, że szarpie ją z całych sił i wrzeszczy na nią.
-Powiedz wreszcie, co się stało!!!!!!!!! -Wyduś to z siebie!
Wyszarpnęła się z jego uścisku.
-Zostaw mnie w spokoju! Dowiesz się wszystkiego przed radą. Nie mam teraz siły rozmawiać! - wykrzyczała.
Alex stał dwa kroki przed nią, nie mniej zdziwiony niż ona przestraszona. Coś musiało się wydarzyć, dlaczego nie chce mu tego opowiedzieć. Przecież dotąd zwierzała mu się ze wszystkiego.
Nie mógł uwierzyć w taką nagłą odmianę ukochanej. Powoli odwrócił się i wyszedł z jej loży.
Jantar stała jak osłupiała wsłuchując się w odgłos oddalających się kroków Alexa. Rzuciła się na łóżko i zaczęła rozpaczliwie płakać. Łzy płynęły po jej bladych policzkach. Rozejrzała się po swojej loży, wszystko wyglądało tak samo,
a jednak tak wiele się w niej zmieniło.
Ich stacja umieszczona na tle słońca poruszała się zgodnie z rytmem ziemskiego dnia, dlatego nie była widoczna dla ludzi nawet, jeśli wnikliwie spoglądali w słońce.
Daleko miliony lat świetlnych stąd i w innym czasie znajdowała się jej rodzima planeta- Kromeria.
-Teraz będę wyrzutkiem. –pomyślała ze strachem. Tam została cała jej rodzina, choć pewnie już nikt z nich nie żył, ale tej myśli Jantar nie dopuściła do siebie. Choć ona sama miała już 438 lat na Kromerii, tutaj na stacji czas liczył się inaczej. Wyglądała najwyżej na 25 lat ziemskich.

Nawet nie zauważyła jak oczy same zamknęły się ze zmęczenia. Obudził ją dźwięk wideofonu
-Agentka Jantar proszona do sali głównej. -zabrzmiał głos z głośnika. Wiedziała,  że nadszedł jej czas. Teraz będzie musiała powiedzieć prawdę, wytłumaczyć swoje postępowanie
i wysłuchać wyroku rady.
Nie wiedziała, co ją czeka, jak zareagują na rewelacje, które ma im do przekazania.
Z trudem zwlokła się z łóżka, podeszła do lustra, zapuchnięte oczy od płaczu nie nadawały jej twarzy pewności siebie. Ale, od czego jej zdolności, które przekazała jej matka.
-Znowu to mruganie powiekami-nie lubiła tego, choć to bardzo przydatna umiejętność. Sekwencja mrugnięć i już wyglądała zupełnie inaczej. Zadbana, wypoczęta, . Z dumą spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zafundowała sobie nową fryzurę-to zawsze poprawiało jej humor. Tym razem płomienno rude włosy stały się długie i lekko pofalowane, delikatny makijaż, schludny strój      i była gotowa.
Wyszła z loży, jedynego miejsca na tej stacji,
w którym zawsze czuła się dobrze i spokojnie podążyła wolnym krokiem w kierunku sali głównej.

Idąc powoli przez korytarz rozmyślała nad swoją przyszłością i przyszłością swojej planety, która tak nierozerwalnie związana była z Ziemią.
Po to zresztą przylecieli na Ziemię przed wieloma laty-, aby zapobiec degradacji Ziemi, która powodowała podobne skutki na Kromeri. Na początku nie mieli pojęcia, co dzieje się z ich planetą. Dlaczego nagle znikają miliony mieszkańców?!!! -Skąd biorą się nieznane im choroby dziesiątkujące miasta i całe kraje, dlaczego powietrze staje się zatrute, skąd biorą się nagłe zmiany klimatyczne prowadzące do kataklizmów o niewyobrażalnych  konsekwencjach.
Kromerianie mieli wysoko rozwinięta technologię, wiedzieli jak mądrze gospodarować swoją planetą. Sztaby naukowców latami pracowały nad wytłumaczeniem tych zjawisk. Dopiero pewien młody Kromerianin, który zresztą mieszkał z nią na stacji odkrył, że wszystkiemu winna jest ich siostrzana planeta Ziemia i postępowanie jej mieszkańców. Nie wiadomo, czemu wytworzyła się swoista więź między tymi dwoma planetami. Śmierć milionów ludzi podczas kolejnych wojen powodowała śmierć takiej samej liczby Kromerian, kataklizmy zabijające dziesiątki tysięcy Ziemian zabijały mieszkańców Kromeri.




















Jantar i Słońce

Oto okładka mojej książki, wydanej w 2008 roku . Nie wszyscy mieli możliwość zakupienia jej czy zapoznania się z jej treścią, dlatego postanowiłam zacząć pisać tego bloga i zamieszczać tu jej kolejne rozdziały, a potem ciąg dalszy, który aktualnie piszę.