Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

czwartek, 31 października 2013

Wakacje.

WAKACJE. (fragment)


Pewnego pięknego dnia, po wielu bezproduktywnych latach w kwestii wakacji, postanowiłam przełamać swój irracjonalny strach przed lataniem i wybrać się z rodziną na wyprawę w ciepłe kraje. Po wielogodzinnych przemyśleniach i przeszukiwaniu Internetu w nadziei na jakąś ciekawa wycieczkę wybór padł na Morze Martwe i Jordanię. Petra, to jedno z wielu miejsc, dla którego mogłabym ewentualnie spróbować powalczyć ze sobą.

Jednak w tym miejscu muszę nie zgodzić się sama ze sobą. Mój strach przed lataniem nie jest bezpodstawny i irracjonalny. Jest jak najbardziej prawdziwy, z bardzo silnymi przeżyciami emocjonalnymi u podstaw. Irracjonalnym można by go nazwać wtedy, kiedy moja noga nie stanęłaby nigdy na pokładzie samolotu, albo gdyby podczas lotu nic się nie wydarzyło. Niestety jak to zwykle bywa w moim przypadku musiało być inaczej.

Przed wielu laty wybraliśmy na przecudną wyprawę na Wyspy położone o 10 godzin lotu od Warszawy. Byłam zafascynowana, zachwycona i podniecona. Kilka dobrych dni pakowania się i przygotowań, żeby wszystko było idealne. W końcu miała być to wyprawa moich marzeń. W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Droga do stolicy upływała w beztroskiej atmosferze, śmieliśmy się, żartowaliśmy. Mój żołądek pracował prawidłowo, pozostałe narządu również. Nic nie wskazywało na zbliżającą się katastrofę. Drzewa się do mnie uśmiechały, znaki drogowe schodziły nam z drogi, żadnych korków, wprost wymarzona trasa. Żyć nie umierać. Ale los miał inny plan.
Tuż po wejściu do hali odlotów, kiedy zobaczyłam te masy stłoczonych turystów, pragnących jak najszybciej wsiąść do tych stalowych potworów stojących tuz za ścianą, żołądek zawiązał mi się w supełek razem z sercem i gardłem. Cała krew odpłynęła mi z twarzy, musiałam wyglądać nieciekawie, bo wzbudziłam, oględnie mówiąc, zainteresowanie współtowarzyszy podróży. Moje malujące się na twarzy przerażenie zostało oczywiście zauważone przez służby celne. Celniczka podejrzliwym wzrokiem lustrowała moją twarz i porównywała jej każdy szczegół ze zdjęciem w paszporcie. Stojący za mną turyści zaczęli szeptać coś o przemycie, broni i terrorystach. Ja terrorystką? Wyobraziłam sobie siebie celująca z broni do tej ohydnej, grubej baby trzymającej w tłustych łapskach mój paszport i na samą myśl uśmiechnęłam się. To przewrotnie sprawiło, że celniczka oddała mi paszport i przepuściła dalej. Usłyszałam oddech ulgi, jaki wydobył się z płuc stojących za mną ludzi.

Zostały 2 godziny do odlotu. Wszystkie formalności zostały załatwione, nie zaaresztowano mnie za posiadanie przerażonej miny, ale moje wnętrzności skręcały się coraz bardziej. Moim współtowarzyszom pozostało nie dopuścić do paniki przez ten czas i wepchnąć mnie do samolotu. Cóż w tym trudnego. Banał. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak trudno im będzie tego dokonać.

środa, 30 października 2013

Pomysł Współpracy.

Wpadl mi do głowy pewien pomysł. Wspólnego blogowania. Jeśli piszecie jakieś  teksty związane  z fantastyką lub fantasy moglibysmy wrzucać  je na wspólnego  bloga. Wspolnie łatwiej zwiększyć liczbę odsłon, zdobyć czytelników. Oczywiście zmieniłabym nazwę, dodała wspolautorow. Zainteresowanych proszę  o kontakt mailowy bądź przez fb.

Od piątku do piątku.

Od piątku do piątku.
Żyjemy od piątku do piątku. Ten dzień tygodnia stał się wyznacznikiem naszego Życia. Po weekendzie następuje nieznośny poniedziałek. I znów odliczamy dni do piątku. I tak piątek za piątkiem i ani się obejrzymy a mamy pięćdziesiątkę. Życie zaczyna przeciekać nam przez palce.


Jeśli się nie ogarniemy życie minie nam na oczekiwaniu na piątek, na urlop, na nie wiadomo co jeszcze. a jakże piękny jest poniedziałek, bo to początek czegoś nowego. Wtorek, środa czy niedziela .Każdy dzień daje nam nowe możliwości. Żyjmy tu i teraz.


Przyjaciele odchodzą różnie.

Usiadłam do komputera, żeby zapomnieć. Zapomnieć o troskach, o bólu, o niepokoju. Nawiedziła mnie jednak myśl o odchodzących przyjaciołach. Jedni odchodzą cicho i niepostrzeżenie. Powoli oddalają się, zaczynają coraz mniej się odzywać, rzadziej spotykać się, nie odpowiadają na sms -y, maile, telefony. Nawet nie zauważysz, kiedy tracisz z nimi kontakt. A przecież kiedyś nas tyle łączyło. Inni odchodzą z hukiem i wielką pompą. Obrażają się nie wiadomo o co. Mają rożne preteksty, żeby się nie spotkać. O tych rozstaniach rozmyślasz. Zadajesz sobie pytanie, dlaczego? Co ja takiego złego zrobiłam? Szukamy winy w sobie, albo obwiniamy innych. Staje się jednak niezaprzeczalnym faktem, że stajemy się coraz bardziej samotni. A im człowiek starszy, tym trudniej zawiera się nowe znajomości. Czy to wina wieku, czy znak czasów. Ludzie coraz bardziej zabiegani, mają coraz mniej czasu dla siebie i innych. Oby się to na nas nie zemściło.
Z czasem pozostaje nam tylko rodzina i dlatego właśnie o nią należy dbać najbardziej. Doskonale jest, kiedy mąż, bądź córka czy syn są naszymi najlepszymi przyjaciółmi.  Jednak nie każdy ma taki komfort. Mąż, z nim bywa rożnie. Nie każdemu można zaufać. Czasem to zaufanie obraca się przeciwko nam. Dzieci, bywają rożne. Nie bez powodu powstało powiedzenie,  że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. No i jak tu znaleźć złoty środek?

wtorek, 15 października 2013

Konkurs

Zapraszam do udziału w konkursie.
KONKURS!
Zasady konkursu
1. Polub stronę Feszyn.com oraz Joanna Terka Powieści
2. W komentarzu napisz odpowiedź na pytanie
a)Mała podpowiedź tutaj: http://feszyn.com/recenzja-jantar-i-slonce/
3. Udostępnij post konkursowy na swojej tablicy ...Zobacz więcej

Jantar i Słońce. Rozdział 9.


ROZDZIAŁ 9.

            Wtargnęła do ich sypialni, nie zwracając uwagi na to czy zdążyli już wstać czy nie.
-Są, znaleźli nas!- powiedziała ze strachem najciszej,  jak tylko mogła. - Przyszli, rozmawiają         z Giną.
-Trzeba uciekać. - Jantar zdecydowała błyskawicznie. -Marcus biegnij po Aurorę, mam nadzieję, że jeszcze jest w swoim pokoju. - zaczęła grzebać pod łóżkiem, wyciągnęła stamtąd swój dezintegrator.
Wcisnęła go za pasek spodni i  ukryła pod swetrem.
Miriam cały czas obserwowała korytarz                      i próbowała wyłowić coś z rozmowy toczącej się na dole. Gina okazała się być niezła strażniczką, nie tak łatwo było wejść do ich domu. Tylko, dlaczego oni są tacy uprzejmi, czemu nie zastosowali swoich zwyczajnych metod. Nie dawało jej to spokoju.
Marcus ciągnął zaspaną Aurorę do ich sypialni, nakazując jej palcem milczenie.
Cichutko cała czwórka wyszła na taras z tyłu domu i biegiem rzucili do pobliskiego lasu. Tam ukryli się w zaroślach i uważnie obserwowali dom.
Jantar i Miriam wyciągnęły na wszelki wypadek broń, czy wprawili w zdumienie biedną Aurorę, która nie miała pojęcia, co się w ogóle dzieje.
-Mamo, co to jest? -wyszeptała intuicyjnie przeczuwając, że dzieje się coś niedobrego. -Kim jest ta pani?
-Mam na imię Miriam i jestem przyjaciółką twojej mamy, a w domu są bardzo źli ludzie. -uprzedziła wyjaśnienia matki.
Uśmiechnęły się do siebie.
-Mamo, czego oni chcą?- zaniepokoiła się dziewczynka.
-Chcą zabić twojego tatę. -uciszyła zszokowana pannę.
Aurora nadal nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Chciała zapytać, co on takiego zrobił, ale        w tym momencie ciszę przerwał wybuch, a raczej rozbłysk.
W jednej chwili ich dom przestał istnieć, zniknął na ich oczach jakby go tam nigdy nie było.
Napastnicy postanowili użyć najcięższej broni, zlikwidowali cały dom, sądząc, że ich ofiary są gdzieś w środku.
Aurora i Marcus otworzyli usta ze zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś podobnego nie widzieli. Byli przerażeni.

czwartek, 3 października 2013

Jesień

Światem zaczęła rządzić jesień
grzyby, kasztany nam przyniesie
i dużo czasu na czytanie
bo zima po niej nastanie.

Jantar i słońce . rozdział 8.


ROZDZIAŁ 8.

 Dni mijały powoli, bez pośpiechu. Marcus wziął sobie dwa tygodnie urlopu. Jantar pokazała mu swoje kromeriańskie sztuczki, które
 w dużym stopniu przekonały go o jej prawdomówności. Tak naprawdę niewiele się różnił od nastolatki. Bawiło go to.
Było jednak coś, co ich niepokoiło –nieobecność Alexa. Od momentu, kiedy wyszedł na przechadzkę, ślad po nim zaginął. Marcus miał swoja teorię na ten temat.
-Pewnie korzysta z uciech ziemskiego życia. -śmiał się często.
Jantar miała jednak pewne obawy. Coś ją trapiło. Nie dało jej żyć spokojnie.
Na stacji mieli doskonały system namierzania swoich ofiar. Dlaczego z niego nie korzystali?
Przez te wszystkie lata, kiedy mieszkali w Marsylii nie pojawił się nikt,  by dokończyć jej dzieła, albo, chociaż sprawdzić, co się dzieje. Dopiero po ich wyprowadzce zjawili się agenci i zdewastowali dom w poszukiwaniu ofiary. Teraz zniknął Alex i nie było go tak długo. Wszystko ją to niepokoiło i to bardzo. Postanowiła odzyskać na wszelki wypadek swoja broń. Powinna dalej być zakopana w ogrodzie za domem w Marsylii.
-Marcus- odezwała się pewnego dnia do męża – nie wybrałbyś się ze mną na małą wycieczkę?
-Oczywiście kochanie. Gdzie chciałabyś pojechać?
-Do Marsylii, do naszego starego domu. -Oświadczyła zdumionemu, Marcusowi, który spodziewałby się wszystkiego, tylko nie podróży do tego miejsca.
-A, po co chcesz tam jechać,  Malutka?- lubiła jak się tak do niej zwracał.
-To tajemnica, kochanie. -ucałowała go w  policzek.
-Dobrze, możemy pojechać choćby jutro.
-Wolałabym zaraz.