Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

środa, 15 stycznia 2014

Dune Fairytales: Jantar i Słońce – Joanna Terka

Dune Fairytales: Jantar i Słońce – Joanna Terka:
link do recenzji http://dune-fairytales.blogspot.com/2014/01/jantar-i-sonce-joanna-terka.html

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Piece of me: ,,Jantar i Słońce" Joanna Terka

Piece of me: ,,Jantar i Słońce" Joanna Terka: Hej kochani ;) Kilka dni temu dostałam propozycję przeczytania książki z 2008  roku pt. ,,Jantar i Słońce" autorstwa Joanny T...

Romantyzm w mojej powieści- fragment


Oto jeden z romantycznych momentów w powieści.

Spotkałam cel na plaży. Stał oparty o barierkę, zapatrzony gdzieś daleko przed siebie. Wiatr rozwiewał mu włosy, a słońce pieściło jego opa-loną twarz. Coś dziwnego było w jego postaci. Szłam plażą uważnie go obserwując, a on zdawał się być dziwnie nieobecny, zamyślony.
Wtedy spojrzał na mnie swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. I w tym momencie coś się wydarzyło. Zapomniałam o całym świecie. Za-pomniałam, po co się tam znalazłam, co miałam zrobić. Nagle ruszył w moją stronę, wyciągając przed siebie zaciśniętą pięść.
-Witaj moja piękna! - odezwał się aksamitnym, miękkim głosem.
Stanęłam jak zamurowana, zastanawiając się, dlaczego odezwał się właśnie do mnie. Spojrza-łam na jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Rozchylił pieść i na otwartej dłoni zauważyłam coś maleńkiego i ślicznego.
-To dla ciebie, piękna pani. - podał mi maleńką muszelkę. Sięgnęłam po nią sama się sobie dzi-wiąc, dlaczego to robię. Patrzyłam na twarz człowieka, którego miałam zabić. Patrzyłam w jego piękne jak dwie gwiazdy oczy. Pewnie miałam głupią minę, bo nagle zapytał.
-Czy coś się stało?- uśmiechnął się szeroko.
-Nic takiego, tylko zastanawiam się, kim jesteś – skłamałam – i czego ode mnie chcesz?
-Tylko mi nie uciekaj! -powiedział niemal błagalnym tonem Marcus. Spojrzał na mnie tak ja-koś dziwnie i uśmiechnął się. Utonęłam w jego oczach i w tym jego rozbrajającym uśmiechu.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć jak cię zwą, moja pani?- zapytał, a jego oczy błyszczały jak gwiaz-dy na granatowym niebie.
Sama nie wiem, dlaczego nie byłam w stanie wy-krztusić ani słowa, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec jak szalona przed siebie ściskając w dłoni muszelkę jak najcudowniejszy dar. Krzyczał coś za mną, wołał żebym się zatrzymała, a ja biegłam nie widząc nic dookoła.

Zawsze uwielbiałam fantastykę - Pomia.pl

Zawsze uwielbiałam fantastykę - Pomia.pl

sobota, 4 stycznia 2014

Jantar i Słońce. Rozdział 11.


ROZDZIAŁ 11.

 Wróciły do leżącego na śniegu Marcusa. Nadal był nieprzytomny. Potężny guz tkwił na jego czole. Zostały same, na dodatek bez Aurory. Ciekawe czy  pilot zdaje sobie sprawę z nieletniego pasażera. Jeśli tu nie zamarzną, to i tak za chwilę ich zlokalizują. To tylko kwestia czasu.

Jantar była zrozpaczona. Uprowadzono jej córkę, a mąż leżał nieprzytomny. Zostali sami na nieprzyjaznej ziemi, wokół szalał wiatr, było ciemno. Nie mieli ze sobą nic, co pozwoliłoby im przeżyć. Było lodowato, mrocznie,  nieprzyjemnie.

Marcus powoli zaczynał odzyskiwać  przytomność.
Gdy się ocknął i zorientował, co się stało, ból          w jego czaszce przybrał na sile.
-A gdzie Aurora?
-Została w samolocie i wszystkie nasze rzeczy też: laptop, pieniądze, dokumenty. - przerażona Jantar komentowała wypadki.
-Nasze biedne dziecko, samo z obcym facetem.       - załkał zatroskany Marcus.
-Przynajmniej nie zamarznie jak my.

Wszyscy troje widzieli beznadziejność swojego położenia.
Zdawali sobie sprawę ze swojej bezsilności.

Nagle wśród huku wiatru usłyszeli warkot silnika.
Spojrzeli po sobie zdziwieni trochę szybkością reakcji kromeriańskich agentów. Musieli się czaić w pobliżu i czekać na nich. W końcu znali cel ich podróży.
Wpatrywali się w niebo zdając sobie sprawę ze swojej niemocy. To koniec, zbiją Marcusa, a je zabiorą obie na Kromerię i uwiężą na setki lat. Tylko, co się stanie z ich biedną córeczką?
Było ciemno, więc długo słyszeli tylko warkot silnika.
Zdawali sobie sprawę, że wylądował. Z huku wiatru dało się słyszeć nawoływania. Niewyraźnie, ale coraz wyraźniej rozpoznawali damski głos, co ich nieco zdziwiło.
Głos stawał się coraz bardziej uchwytny, aż         w końcu usłyszeli.
-Mamo! Tato! Miriam! Gdzie jesteście?- był to głos Aurory, jakże miły dla ucha w ich sytuacji. Nie mogli uwierzyć własnym uszom i oczom.
W ich kierunku biegła Aurora, a za nią Lars.
-Tu jesteśmy!- zaczęli krzyczeć wszyscy, jeden przez drugiego.
-Dobrze.... , że żyjecie – padli sobie w ramiona.
-Ale macie córeczkę, nie ma, co? To diabeł wcielony. Jak się tylko zorientowała, co się stało, rzuciła się na mnie z pazurami? Zaczęła gryź, drapać, wrzeszczeć, ze jestem bez serca. O mało, co nie spowodowała katastrofy. Tak długo się ze mną szarpała, aż obiecałem jej, że po was wrócę. - relacjonował pilot trochę zażenowany, trochę rozbawiony całą tą sytuacją. - Zbierajcie się, bo mi jeszcze samolot ktoś zwinie.